czwartek, 18 września 2008

Imprezje z Zante 1 - Wprowadzenie

Jaki urlop, panie szanowny?! Ze dwa lata będą, jak byłem na urlopie. No może wróciłem w zeszłym tygodniu, ale jakby mnie beduini porwali i trzymali w studni, przez co straciłem poczucie czasu, czułbym się raczej podobnie.
Wyspa niczego sobie, jak należy morzem otoczona z czterech stron. Gdzieniegdzie nawet zielona jak w katalogu operatora turystyki zorganizowanej, który był nam tę wycieczkę sprzedał. A pokój nawet też przypominał ten z katalogu, tak przez pięć minut po sprzątaniu. Basen zaś był nadzwyczaj czysty - co przyznawali nasi współurlopowicze, ludzie w świecie bywali i obeznani z kurortami basenu śródziemnomorskiego. Basenowi hotelowemu zamierzam zresztą poświęcić osobny wpis.
Helleni z Zakynthos to naród raczej gościnny i towarzyski, zwłaszcza w porze kolacji, gdy po prostu nie mogą oprzeć się pokusie, żeby nie zaprosić kogoś (przepraszam, każdego) na kolację. Tytułując go przy tym obowiązkowym "My (dear) friend!". Nie mogąc pozbyć się całkowicie typowo słowiańskiej podejrzliwości, wydawało nam się, że u podstaw tej serdeczności tkwi wyłącznie merkantylny zmysł, zostaliśmy kilka razy mile zaskoczeni sprezentowanymi nam przez właściciela tawerny Fantasia - nazwa jak widać zobowiązuje - karafkami (zacnych rozmiarów) domowego wina oraz przystawkami w postaci smażonych rybek oraz fasoli. Pozdro dla Dennisa!

Brak komentarzy: