wtorek, 8 kwietnia 2008

Wiedza tajemna

Koncert koloński Keitha Jarretta, podobnie jak paryski walą w głowę jak fortepian Szopena o warszawski bruk. Wielkie rzeczy. Podobają mi się, są niesamowite itp., jednak dużo więcej o nich nie powiem. Muzykę mogę oceniać tylko w prostych, żołnierskich słowach - gdy rozdawano słuch muzyczny, prawdopodobnie stałem przy barze w DB i czekałem na piwo.
Muzyka ma dla mnie czasem znamiona wiedzy tajemnej. Ostatnio oglądałem dokument o urodzonym w Paryżu amerykańskim wiolonczeliście chińskiej proweniencji, Ma Yo-Yo. Człowiek o geniuszu porównywalnym z Mozartem (też zaczął szarpać struny w wieku, gdy ja na dywan po drabinie wchodziłem) poza nagraniem zyliona płyt z muzyką tzw. poważną (choć w jego interpretacjach bardzo radosną) za które dostał zyliard różnych nagród, nie zamyka się w klasycznym gettcie. W rzeczonym filmie działał z Bobby'm McFerrinem (szef fabryki przetworów z Gołdapi). Do pomocy przy aranżach mieli panią profesor - pani psorka wybaczy, nie zanotowałem nazwiska - z którą wymieniali uwagi typu: tutaj Bobby powinieneś śpiewać inaczej, bo pokrywasz się tonacją z Yo-Yo, itp. Dla mnie odlot - o czym ci ludzie mówią, rozumiem, ale usłyszeć tego za nic nie mogę. I jeszcze ta radość z tworzenia czegoś wielkiego, a może po prostu radość z robienia czegoś, co się kocha. Mogę najwyżej strzelić gola w amatorskiej lidze halowej.

O Yo-Yo Ma (Yo-Yo Mie?) dowiedziałem się zupełnie przypadkiem kilkanaście lat temu na obozie letnim. Obóz miał szczytny cel uczenia języka niemieckiego, i na jednych z zajęć graliśmy, auf deutsch selbstverstaendlich, w 20 pytań. Każdy wymyślał znaną postać a reszta miała odgadnąć kto to. Nikt nie był w stanie dojść o kogo chodzi jednej z koleżanek, uczącej się gry na wiolonczeli - nikt wówczas nie słyszał o Yo-Yo Ma. Pamiętam niedowierzanie w jej oczach - jak to możliwe? Tjaaa, muzyka to wiedza tajemna.

Brak komentarzy: